Nie wiem, co p.red.Michał Krzymowski napisze w tym swoim NEWSWEEKu - na wszelki wypadek podaję tu kopie tekstu (który doń wysłałem) po autoryzacji:
-Jarosława Kaczyńskiego poznałem w konspirze. Nie pamiętam, czy było to w latach 70. czy 80. Ani on nie był wtedy nikim znaczącym, ani ja nie szukałem kontaktów z ludźmi „Solidarności”, których uważałem za bandę komuchów.
- Europosłowie PiS nie bojkotują pana towarzysko?
- Nie. Normalnie ze sobą rozmawiamy, kłaniamy się sobie, podajemy ręce. 80% ludzie z tej partii to bandyci, ale są tam też uczciwi i porządni.
- Kaczyński jest uczciwy?
- Dla partii by ukradł, ale dla siebie nie wziąłby nawet złotówki, jestem o tym przekonany.
- Co to znaczy, że dla partii by ukradł?
- Och… Weźmy budynek Srebrnej, kupę innych rzeczy, he he. No, ale takie są reguły gry w socjalizmie, nie można mieć do Niego o to pretensji.
- Byli politycy PC wspominają, że Kaczyński traktował pana na początku lat 90. lekceważąco.
- Możliwe, w końcu Jarek miał wtedy w Sejmie 40 posłów a nas było tylko trzech. Mimo to często ze sobą rozmawialiśmy. Pamiętam też, jak po wygranym głosowaniu w sprawie uchwały lustracyjnej przyleciał mi gratulować.
- Nie myślał pan nigdy o nawiązaniu politycznej współpracy z Kaczyńskim?
- Myślałem. Przed wyborami parlamentarnymi w 1993 r. zaproponowałem wspólny start trzech ugrupowań: naszego, KLD i PC. Kaczyński był zainteresowany współpracą z nami, ale o liberałach nie chciał słyszeć. KLD mówiło to samo: UPR – tak, PC – nie. Tym sposobem wszyscy wystartowali oddzielnie i do Sejmu nie dostał się nikt.
- Pamięta pan swoją ostatnią polityczna rozmowę z Kaczyńskim?
- Pamiętam, ale nie mam w zwyczaju opowiadać o prywatnych rozmowach.
- To niech pan chociaż powie, czego dotyczyło to spotkanie.
- Polityki. O czym mieliśmy rozmawiać? O dziewczynach? Wy, dziennikarze, jesteście jak pluskwy. Wszędzie włazicie, chcielibyście wszystko wywęszyć, ale ja nie mam nic więcej do powiedzenia na ten temat.
- Wszedłby pan do koalicji z Kaczyńskim?
- PiS głosi program na lewo od SLD, ale dla dobra Polski mogę z każdym.
- Co to znaczy „dla dobra Polski”?
- Wyobrażam sobie, że PiS i PO osiągają zbliżone wyniki i żadna z tych partii nie może stworzyć większości. Żeby uniknąć kolejnych wyborów, mógłbym się zgodzić na wejście do koalicji.
- I zostałby pan wicepremierem w rządzie Kaczyńskiego?
- Jeśli bez teki, to tak. Nie ponosiłbym wtedy odpowiedzialności za działania rządu, to mój warunek. Ogólnie KNP nie chce żadnych stanowisk ministerialnych. Moglibyśmy popierać rząd w zamian za konkretne ustawy.
- Politycy PiS znają pana zdanie w tej sprawie. I wie pan co mówią? Że to świetnie. Tym łatwiej kupią pańskich posłów kilkoma stanowiskami i zrobią koalicję z KNP bez Korwina.
- Jeśli tak mówią, to znaczy, że jest to banda sukinsynów, która chce wszystkich zgnoić, przekupić, zdemoralizować. Ten ustrój to gnój. Mam nadzieję, ze nasi ludzie to zlikwidują.
- Nie boi się pan, że Kaczyński wystrychnie pana na dudka?
- Jeśli taki jest jego cel, to trudno. Nasze stanowisko będzie niezmienne. Nie chcemy wchodzić do rządu, tylko przepchnąć nasze ustawy.
- Jak pana wyborcy zareagowali na spoliczkowanie Boniego?
- Entuzjastycznie! Czytam na moim FaceBooku: „Moja matka niedawno wróciła ze wsi. Wie pan, co tam usłyszała? Cała wieś stoi za panem. Bardzo dobrze, że dał mu w dziób”. Nie ma pan pojęcia, jaką nienawiścią ludzie pałają do tej bandy złodziei. Jeśli za rok nie dojdziemy do władzy i nie powsadzamy tych łajdaków do więzień, za pięć-siedem lat rządy przejmą narodowcy i ich powyrzynają. Dosłownie.
- O czym pan mówi? Dobrze pan wie, że nikogo nie wsadzi pan do żadnego więzienia.
- Tak? Pewnie to samo mógłby Pan powiedzieć Pinochetowi dwa miesiące przed przewrotem. Albo Stalinowi czy Leninowi zaraz przed rewolucją.
- Stawia się pan w jednym rzędzie z Pinochetem i Stalinem?
- Ze śp.Pinochetem jak najbardziej.
- Chciałby pan przywrócić urząd kata?
- Oczywiście.
- W tej sprawie nie znajdzie pan w PiS sojusznika.
- Myli się pan. Śp. Lech Kaczyński mówił, że jest za karą śmierci, tylko na razie nie ma możliwości jej przywrócenia.
(...)
- Jarosław Kaczyński byłby dobrym prezydentem na czas wojny. Jest szybki i zdecydowany.
Przypominam, że cel tekstu p.Krzymowskiego jest jasny: powiedzie jednym wyborcom: "Nie głosujcie na PiS, bo do wladzy dojdzie ten wariat Korwin-Mikke!"; a innym wyborcom: "Nie głosujcie na PiS, bo do wladzy dojdzie ten oszołom Kaczyński!. " Przypominam też, że KNP kategorycznie odrzuca "koalicje" z kimkolwiek, w tym i z PiS-em; naszym celem jest zawarcie ukladu: "Wy rządźcie (sc.: kradnijcie sobie, trudno...) - w zamian za to domagamy się ustaw!"